Era wszystkiego bez niczego… czyli chytry traci dwa razy więcej (2023)
Submitted by marcin on Sun 15-Jan-2023

polski
polski blog
salon24.pl

Producenci chcą sprzedawać wszystkiego więcej, prawda?

Ostatnio myślałem o zakupie dysku przenośnego. Te oczywiście powinny być coraz szybsze, ale… zauważyłem, że o ile jeszcze jakiś czas temu taki Samsung miał serię X5 (prędkości do 2,800 MB/s), to teraz oferuje wyłącznie T7 i pochodne (około 1 GB/s). Inną sprawą jest to, że producenci (podobnie jak przy kartach, telefonach, tabletach i produktach Apple) nie podają ilości danych, które szacunkowo można tam zapisać. W tej sytuacji postanowiłem wybrać komplet obudowa+”normalny” dysk NVME… i tu się zaczyna mały problem, bo najbardziej popularne obudowy działają z prędkościami ok. 1GB/s, te 2GB/s to już mały odsetek, a 4GB/s to ledwie pieśń przyszłości, dodatkowo nie ma chyba układu do kieszeni USB, który pozwoliłby na obsługę standardu HMB. Dlaczego to jest ważne? Coraz więcej tańszych dysków NVME nie ma pamięci DRAM i opiera się na cache zewnętrznym, a jeżeli go w kieszeniach najprawdopodobniej nie ma (nie jestem w stanie na 100% potwierdzić), to wydajność dysku drastycznie spada (to na pewno).

Zadumałem się, bo z jednej strony mamy płacz, że tak mało urządzeń zyskuje nabywców, z drugiej strony wciąż dostajemy problemy i niekompatybilności – i tak wychodzi na to, że najbardziej opłacalne byłoby dzisiaj kupienie kieszeni 2GB/s i włożenie tam dysku, który ma DRAM na pokładzie. Inną sprawą jest to, że takich jest coraz mniej, a to oznacza, że albo musimy sięgnąć po stary sprzęt albo dopłacać (co oczywiście potrafi być barierą przy zakupie). Niektórzy się zaśmieją, że to pierwsze jest takie ekologiczne, z drugiej strony zgroza mnie bierze, gdy widzę coraz mniejszą wartość TBW nowych konstrukcji i różne „oszczędnościowe” rozwiązania, które powodują, że nowe jest wolniejsze niż stare. I nie chciałbym w tym momencie lansować tezy, że kiedyś to było lepiej, ale… również maksymalna temperatury pracy starszych układów bywa większa (co prawda nowe potrafią się mniej grzać, ale producenci często podkręcają je tak mocno, że dochodzą do limitów termicznych).

Płacz i zgrzytanie zębów widać również ostatnio w dziedzinie kart graficznych – po problematycznych wtyczkach zasilania Nvidii doszły topowe karty AMD z brakiem środka chłodzącego albo łamiącymi się rdzeniami (w jednym przypadku na gwarancji na wymianę wraca nawet 11% urządzeń).

Podobnie nie zawsze opłaca się budować na AM5 – AMD wprawdzie wypuściło „nowe” procesory bez X na końcu, ale… są to prawdopodobnie mniej udane egzemplarze (które nie mogłyby być sprzedane w wersji X, bo nie spełniają wymogów), ale nawet one potrafią okazać się mniej wydajne niż chociażby 5800X3D (o koszcie całej platformy nie ma co nawet wspominać, a ten wynika z pamięci DDR5, droższych regulatorów napięcia i… chęci zysków producentów, którzy wpierw rzucili na rynek „wszystkomające” płyty z dziesiątkami złączy, z których większość funkcji może być niepotrzebna zwykłemu użytkownikowi).

Ogólnie często i gęsto w dzisiejszych czasach nie opłaca się wchodzić w żaden droższy nowy sprzęt – trzeba czekać, aż ten pobędzie na rynku długi czas, okrzepnie, dostanie setki recenzji głodnych klików recenzentów i pojawi się ileś jego rewizji sprzętowych.

Weźmy takiego HP, który ma drogą biznesową serię Elitebook G9 i nawet tam prócz ładnych ekranów oferuje mrugającą matrycę (z filtrem prywatności co prawda). Takich kwiatków jest niestety sporo, poczynając od pamięci jednokanałowej (montowanie zamiast dwóch kostek jednej, a przez to zwalnianie transferów nawet o połowę) czy kiepskiego chłodzenia. I również dlatego obecnie sprzedaż spada do poziomu „przed covid”. I choć wymiany sprzętu są robione, to głosów rozsądku jest zdecydowanie za mało - jak na razie można wymienić np. coraz dłuższe wsparcie dla urządzeń z Android, brak wersji plus w serii Samsung S24 (ogólnie producent skupi się chyba na mniejszej ilości modeli), zrezygnowanie z łącza Lighting czy zaprojektowanie architektury x86 od nowa (Intel Lunar Lake po 2024).

Co ciekawe, zasada bylejakości dotyczy również gier czy oprogramowania – np. taki Cyberpunk mógł być hitem na miarę „Łowcy androidów”, niestety, chociaż wersja 1.61 po dwóch latach budzi pewien podziw, to przez błędy i brak rozmachu absolutnie nie daje efektu „wow”.

Całą tą sytuację wiązałbym z doniesieniami, które napływają z USA. I tak przez lata kraj przewodził w wyścigu technologicznym, obecnie jednak do głosu całkowicie doszły ogromne firmy kontrolujące rynek farmaceutyczny, żywnościowy, technologiczny, itp. i dążące do maksymalizacji swoich zysków, a to w różnych dziedzinach można uzyskać wyłącznie przez… obniżanie zdrowia (chociażby słynna epidemia grubasów) czy poziomu umysłowego obywateli (ogłupianie).

Skutki widać, i te wpływają na cały świat.

Chytry traci dwa razy więcej?