Celebryci latają sobie prywatnymi odrzutowcami (i podobnież regularnie żądają wyłączenie stron pokazujących trasy ich lotów), tymczasem to zwykłego szarego człowieka „prosi się” o skromniejszy tryb życia.
O ekologii napisano tomy, i nie chciałbym do znudzenia powtarzać, że cywilizacja produkuje mało trwałe elektrośmieci, a bardziej zwrócić uwagę na kilka drobiazgów.
Premiera nowych procesów AMD już wkrótce, tymczasem o czym dzisiaj przeczytałem? All AMD Zen CPUs vulnerable, might need to disable SMT. Przypadek?
Inny artykuł mówi o tym, że dyski SSD bardziej obciążają środowisko niż zwykłe talerzowe konstrukcje. Zastanawiające, jak to się ma do tego, że Apple praktycznie wszędzie dodaje wlutowane na stałe kości (ciekawe, jak za jakiś czas będzie wyglądało „czyszczenie” sprzętu z danych, które obecnie w wielu urządzeniach polega na wyjęciu dysku), a do tego przecież w tanich konstrukcjach stosuje się układy eMMC (że o telefonach czy tabletach nie wspomnę).
A właśnie – jeśli mówimy o zużyciu energii, to zatrzymajmy się chwilę nad tym, o czym kiedyś już pisałem. Odniosę się do liczb podawanych przez notebookcheck.net. I tak MacBook Air M1 według tej strony wyłączony zużywa 0.03 Watt, w trybie standby 0.04 Watt, a w bezczynności od 1.9 Watt. Mniej więcej taki notebook jak ten, na którym piszę (Intel 11 gen) może się poszczycić odpowiednio liczbami 0.23 Watt, 0.74 Watt czy 2.9 Watt (mnie udaje się zejść do około 2 Watt, ale używam innych parametrów niż wspomniana strona). Dla porównania najnowszy HP G9 z AMD zużywa 0.22 Watt, 0.4 Watt i 6.4 Watt. Teoretycznie więc wyłączamy nasze maszyny, a one i tak pobierają konkretne wartości. Niby mało, ale maszyn na świecie są miliony czy miliardy, a każde ładowanie baterii skraca jej żywotność… widać tu też pewną hipokryzję Intela czy AMD (bo przecież problem jest znany od lat, i gdyby komuś zależało, to w końcu doprowadziłby do wyłączania Intel ME czy podobnych wynalazków). A tak… urządzenia x86 mają wartości zużycia prądu 10x czy 20x większe niż ARM, gdy z nich nie korzystamy (nawet taki Acer Swift 1 ze słabym procesorem Intela radośnie konsumuje mniej więcej 0.19 Watt przy wyłączeniu i 0.3 Watt w trybie idle).
Jeżeli z kolei mówimy o bateriach, to cały czas zastanawia mnie fakt, że nie można kupić laptopa dowolnej serii z mikroskopijnym ogniwem (nie oszukujmy się, że komuś jest ono potrzebne przy urządzeniu do gier, a w wielu firmach również na maszynie służbowej).
Tak samo zastanawia fakt, że standardem nie stają się matryce Low Power. I miałem nie pisać o planowym postarzaniu, ale jakoś nie widać, żeby którejś firmie zależało na zmniejszaniu temperatur roboczych (a istnieje przecież zjawisko wąsów cynowych, że o innych niekorzystnych efektach nie wspomnę)… albo brak inicjatyw polegających na zmniejszeniu niepotrzebnych napięć zasilających (upraszczaniu konstrukcji w przypadku desktopów) albo np. dodawaniu drugiego gniazda procesora (szczerze mówiąc rozłożenie temperatur czy aktywacja drugiego układu wyłącznie przy obciążeniu mogłaby istotnie poprawić wiele rzeczy). Producenci wydają się skupiać na osiąganiu wydajności kosztem większego zużycia energii, a my z kolei ekscytujemy się kolejnymi wynikami w benchmarkach (i stąd np. tak mikroskopijna ilość laptopów z procesorami ARM, choć te potrafią np. odtwarzać wideo przez 27h). Szkoda.