mwiacek.comColorColor | Mobile  
Ósmy cud świata, który zapamiętany raczej nie zostanie (2021)
Submitted by marcin on Thu 28-Oct-2021

polski
polski blog
salon24.pl
Apple
x86



Wiktor Hugo pisał „Nędzników” mniej więcej 17 lat, tymczasem ja trzymam w ręku małe cudowne pudełko, które stworzono znacznie szybciej (żeby była jasność - 17 lat temu był mniej więcej rok 2004 i biznesmeni ślinili się do Nokii 6230, gracze myśleli o Athlonach 64, śnili o Nokii N-Gage, ewentualnie chcieli wyrwać Samsunga SX1).

Moje pudełko jest dokładnie takie same jak miliony innych pudełek. Coś pokazuje, a właściwie nie coś, tylko konkretne ruchome obrazy z całego świata (częściowo są one wybierane przez konkretne algorytmy, które w sprytny sposób potrafią mną manipulować). Z jego użyciem mogę coś nagrać, i wysłać to komu tylko chcę. Mogę też przeczytać książkę (o ile można mówić o rezygnacji z szelestu kartek i czytaniu na ekranie), posłuchać muzyki, zapłacić za zakupy w sklepie (ewentualnie je zamówić i zapłacić) czy użyć mojego urządzenia jako latarki.

Co roku tworzymy niesamowite ilości takich cudeniek, i trzymamy je w kieszeniach. Ale nie tylko to jest cudem. Pudełka nie mają żadnych kabli, i można je przenosić właściwie wszędzie. I teraz najlepsze - część tego wszystkiego powstała dzięki darmowej pracy tysięcy ludzi z całego świata, którzy w ogóle się nigdy nie widzieli (to chyba największy taki wysiłek w historii).

A co stoi na niektórych biurkach? Najnowsze układy Apple mają około 57 miliardów tranzystorów. To ogromna liczba, i gdyby ją zapisać, to będzie miała aż dziewięć zer.

57 000 000 000.

Tyle elementów musi być sprawnych, żeby to coś działało. I pomyśleć, że zaczęło się od piasku, a potem po drodze były niesamowicie czyste pomieszczenia, w których nie mogło być najmniejszych drgań.

Porównajmy to do pierwszych 80386, które miały mniej więcej 275 000 tranzystorów. Tak się czasem zastanawiam, że gdyby wziąć takie dwadzieścia 386 i upakować w procesie 5nm (no dobrze, niech to będzie nawet 7 czy 10nm), to dostalibyśmy 5 500 000 tranzystorów.

5 500 000 a 57 000 000 000 - jest pewna różnica, prawda?

Niech by to było nawet 10 000 000 tranzystorów. Ciekawe, jak „to” by się zachowywało, i na ile odstawałoby od obecnych x86 (pomijam oczywiście w tym wypadku brak 64-bitów).

Mamy za sobą premierę Inteli 12-generacji, niedługo pojawią się kolejne Ryzeny czy kolejne ARM od innych firm (przy 5nm przewaga Apple stopnieje pewnie jak zeszłoroczny śnieg). Obecny czas to czas cudów, ale… czy te wszystkie cudeńka zasługują na całe to uwielbienie? Każdy z nich jest cudem sztuki inżynierskiej, ale ma działać dokładnie jak inne egzemplarze swojego modelu.

Czy właśnie to nie definiuje największego problemu naszej cywilizacji? Czyż nie jest prawdą, że z pięknych niepowtarzalnych dzieł przeszliśmy do masówki?

Dożyliśmy bardzo ciekawych czasów, w których potrzeby techniczne właściwie każdego zostały zaspokojone.

Procesy produkcyjne są obecnie na tyle dopracowane, że (jeżeli ktoś nie przesadził z planowanym postarzaniem) obecne układy elektroniczne czy systemy będą działać przez lata. Sam zresztą mógłbym powiedzieć, że o ile kiedyś zwisy czy resety były na porządku dziennym, to po dobrym dobraniu elementów i konfiguracji całości teraz jest to prawdziwe święto (jakoś mnie to nie dziwi – ilość „głównych” producentów się systematycznie zmniejsza, a sterowniki są często pisane przez lata). To, że słyszymy o ciągłych problemach i poprawkach, obecnie wynika głównie ze spadku jakości oprogramowania, które nie jest tworzone z zasadami sztuki (nie, nie, to nie jest wina Agile, tylko tego, że w wielu miejscach robi się głupie oszczędności).

Można sobie pójść i kupić używane tablety, telefony, laptopy czy stacje robocze (za grosze). Można kupić małe lekkie bezgłośne maszyny do pisania, można (o ile mamy gotówkę) sprawić sobie M1 Pro czy M1 Max, ewentualnie kupić Threadrippera, którego 64-rdzeni powinno zadowolić i dopieścić nawet największego fanatyka (dla biedniejszych są Ryzeny, które dają 16 jajek w znośnej cenie).

To nie jest już sytuacja, gdy wszyscy muszą się rzucać i co chwilę wymieniać sprzęt (sam pamiętam, jak był sens zmieniać 286 na 386, 386 na 486, a 486 na Pentium).

W sumie się nawet nie dziwię, że Apple zażyczyło sobie grubo ponad 10 000 PLN za podstawowe konfiguracje notebookowe Pro – to jest jasne powiedzenie, że taki sprzęt nie jest dla przeciętnego influencera, który co najwyżej klepie o jakimś Mata zestawie w Starbucku przy sojowym pumpkin latte na podwójnym mleku.

Albo że zamiast mocniejszych rdzeni mamy rdzenie coraz słabsze (architektura M1 czy Intela 12-gen, w których elementy słabe są łączone z mocnymi).

Czy jednak ktoś będzie to pamiętał za pięć czy dziesięć lat?

Dawne piramidy stoją po dziś dzień, książki są wciąż czytane (tylko przez bardziej kumatych co prawda), a cuda i cudeńka w ogóle nie mają poważania, będąc przestarzałe już w momencie produkcji.

Czyli że inżynierowie się starają, a i tak zawsze jest źle, źle i źle. Odhumanizowany ten świat, nie ma co. Tylko czy jesteśmy na to gotowi? Czy nas to nie przerasta?

W Chinach są firmy, które produkują całe osiedla i miasta tylko po to, żeby produkować (tak samo jest w innych dziedzinach i miejscach - dużo „innowacji” w różnych korporacjach polega na zabraniu czegoś, a potem oddaniu za jakiś czas). Zjawisku bezproduktywnej pracy poświęcono już całe tomy. Tak naprawdę często tworzymy wyłącznie śmieci (chociażby dyski SSD czy chipy M1x, w których te są zintegrowane) i wykorzystujemy całą tę technologię do tego, żeby oszukiwać czy się zniewalać.

Jakieś certyfikaty, które podobno potwierdzają, że ktoś kiedyś zachorował albo że przyjął jakiś zastrzyk?

Ze sprawdzeniem, czy ta osoba nie zaraża albo nie jest chora, nie ma to chyba nic wspólnego (coraz głośniej mówi się o tym, że bez problemu można wystawić certyfikat na dowolne dane albo zapłacić komuś, żeby wpisał nas w rejestr).

Kiedyś było dużo o takich programach jak CETI czy przetwarzanie danych związanych z rakiem (można było sobie ściągnąć apkę, która w czasie bezczynności przetwarzała dane), teraz wszyscy ekscytują się „kopaniem” numerków czy kolejnymi głupotkami na Tik-Tok. A możnaby na przykład projektować nowe silniki spalinowe, które nie będą miały rozrządu… albo robić masę innych pożytecznych rzeczy.

Ludzie próbują jakoś odnaleźć się w tej rzeczywistości, jak to ludzie. Mamy wysyp wszelkiej maści ekspertów od wszystkiego, autorytetów, którzy wszystkie rozumy pozjadali, a g… wiedzą. Dzisiejszym sukcesem jest ledwo publikowanie na jakimś portalu czy zebranie łapek w górze. Mamy też emotikonki, czyli powrót od słowa mówionego do pisma obrazkowego… ot chyba taka reakcja obronna organizmu.

Czytałem ostatnio artykuł „Wielki Reset” na Interii, który mówił o trendach promowanych przez WHO. Dużo tam o naszej „epidemii”, usunięciu własności prywatnej i innych rzeczach. Teoretycznie technologia powinna pomagać ludziom, obecnie jednak zamiast cudu staje się chyba przekleństwem.

Miałem pisać o cudach w mojej kieszeni i na biurku, a co wyszło?